Zapraszam do zapoznania się z kolejną częścią serii artykułów na MMARocks pod tytułem „Historyczny szlak MMA”. W każdym z wpisów opisuję najważniejsze etapy w historii naszego ukochanego sportu. Od samych początków, przez erę UFC i Pride, aż do czasów teraźniejszych. W dzisiejszej publikacji przedstawię kulisy wojny pomiędzy UFC, a amerykańskimi politykami i stacjami telewizyjnymi.

Wszystkie artykuły z serii można znaleźć TUTAJ.

John McCain

Wojna pomiędzy UFC, a amerykańskimi politykami rozpoczęła się już przy okazji drugiej gali w 1994 roku. Organizacja napotkała na wątpliwości ze strony władz miasta Denver dotyczące hali, przez co prawie całe widowisko zostało odwołane. Bob Meyrowitz wspomina, że początki UFC były jak cyrk objazdowy, ponieważ w każdym kolejnym mieście nie wiedzieli czego się spodziewać.

UFC swoją formą „walk bez zasad” budziło wiele kontrowersji. Nic więc dziwnego, że przysporzyli sobie wielu przeciwników, zwłaszcza ze sceny politycznej. Najgłośniej swoją krytykę wypowiadał John McCain, republikanin z Arizony. McCain był weteranem wojny w Wietnamie i bohaterem dla Amerykanów. Po zakończeniu swojej kariery w wojsku postanowił zająć się polityką, a UFC stało się łatwym celem dla McCaina i pozostałych konserwatystów. Ich celem było przywrócenie przyzwoitości do mediów, która według nich zniknęła na rzecz ukazywania przemocy w telewizji i w muzyce.

„Myślałem, że to jakiś poprawny politycznie liberał zadecyduje, że represjonujemy naszych zawodników” – opowiada Art Davie. „Obstawiałem, że przyczepi się do nas Pat Schroeder, ponieważ jest z Colorado, a my robiliśmy galę w Denver. Okazało się jednak, że to nie ona. Był to republikański bohater wojenny. Bardzo zaskakujące. Widać, że nie możesz sobie wybrać kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem. Wszystko wychodzi w praniu. McCain boksował w akademii marynarki wojennej i rozumie boks. Nie ma za to żadnego pojęcia o MMA”.

John McCain miał luźne powiązania z ludźmi ze środowiska bokserskiego, a niektórzy zwolennicy teorii spiskowych lubią podawać to jako powód, dla którego McCain tak uczepił się UFC. Druga żona Johna wywodziła się z zamożnej rodziny, która dużo inwestowała w koncern browarniczy Anheuser-Busch, który jest odpowiedzialny za produkcję m.in. Budweisera. Budweiser natomiast był sponsorem wielu ważnych bokserskich walk. Według niektórych naiwniaków, to właśnie tymi pobudkami kierował się McCain.

„Nie jest w interesie boksu, aby MMA rosło w siłę” – tłumaczy Rorion Gracie. „Wzięli Johna McCaina i powiedzieli mu „Zobacz, to zbyt brutalne. Tu nie ma żadnych zasad. Szalone, trzeba to powstrzymać””.

McCain wcale nie poszedł na wojnę z UFC, żeby wesprzeć boks. Tak naprawdę boks też padł ofiarą jego działań z powodu zaostrzenia przepisów federalnych. Był przeciwko rozpowszechnianiu przemocy w telewizji. UFC nie było jego głównym celem ataku, ale częścią większego projektu. Częścią, którą należy wyeliminować. W 1996 roku Kongres USA uchwalił zmianę w prawie telekomunikacyjnym, która wprowadzała do życia kontrowersyjny V-Chip, czyli chip instalowany w odbiorniku telewizyjnym, pozwalający rodzicom zablokować programy pokazujące seks i przemoc. Politycy celowali we wszystkie treści, które uznali za nieodpowiednie. UFC znalazło się po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.

„Była lekko przeczulona Ameryka i był McCain, który znalazł idealną rzecz” – wspomina Campbell McLaren. „Nikt się nie wychylał i nie krzyczał „Nie! Musimy mieć więcej przemocy w telewizji”. McCain odkrył perfekcyjny temat, któremu można się sprzeciwić. Nielegalna imigracja? Ciężka sprawa. Aborcja? Ciężka sprawa. Trzeba być ostrożnym w swoich wypowiedziach na te tematy. Jeśli jednak powiesz, że nie powinniśmy oglądać w telewizji ludzi, którzy tłuką się na śmierć, to zdecydowana większość się z tobą zgodzi”.

McCain napisał listy do gubernatorów wszystkich 50 stanów. W szczególności skupił się na Jimim Geringerze z Wyoming oraz George’u Patakim z Nowego Jorku. Właśnie w tych dwóch stanach odbywały się gale UFC 6 i UFC 7. McCain rozpoczął walkę również na wizji. Wystąpił w programie Larry’ego Kinga, gdzie dyskutował z Kenem Shamrockiem i Bobem Meyrowitzem na temat legalności UFC.

„Część tego jest tak brutalna, że można poczuć obrzydzenie” – mówił McCain. „Trafia to w najniższe instynkty naszej społeczności. To jest coś, na co nie ma moim zdaniem miejsca”. Większość problemów McCaina do MMA wynikała z czystej ignorancji. Opowiadał o galach bez sędziego ringowego, na których nie obowiązywały absolutnie żadne zasady, a po ich zakończeniu lokalna kostnica się wręcz wypełniała. MMA na dobrą sprawę nie było wcale bardziej niebezpieczne od boksu, czyli sportu z którym McCain, ani większość Amerykanów, nie miała żadnego problemu.

„MMA samo w sobie jest bezpieczniejsze od boksu, gdzie wyeliminowano elementy defensywy” – bronił się Art Davie. „W boksie celowo rozdzielasz walczących zawodników, aby cały czas się uderzali, po kilkadziesiąt razy na rundę, z rękawicami na dłoniach. Każdy wie, że od razu jak założysz rękawicę na pięść, to zmienia się ona w twoją broń. Ze względów bezpieczeństwa prosimy naszych fighterów, aby nie zakładali rękawic”.

Nieużywanie rękawic w UFC było jednym z głównych argumentów dla krytyków. Całość wydawała się przez to bardziej brutalna i przypominała barową bójką, a nie sportową rywalizację dwóch zawodników. W końcu UFC uległo presji i począwszy od Tanka Abbotta na UFC 6, najpierw zaczęto zezwalać na korzystanie z rękawic, a później ich noszenie stało się już obowiązkiem każdego fightera. Przeciwnicy UFC uważali to rozwiązanie za bezpieczniejsze i nie chodzi tylko o ochronę głowy tego uderzanego, a bardziej o pięści tego bijącego.

„Ludzie uważali, że nieużywanie rękawic może spowodować urazy głowy” – opowiada Meyrowitz. „Zawsze pytam się ich, czy podczas jazdy na motocyklu zakładają rękawice, żeby chronić głowę? Nie! Po to jest kask. Rękawice chronią ręce i dzięki nim można włożyć więcej siły w uderzenia”.

Nie tylko brak rękawic przysporzył sporo problemów organizacji. Kopanie leżącego, ciosy w krocze, to nie wygląda na sportowe zachowanie. Oktagon, zwany „klatką”, powodował kontrowersje i złe skojarzenia. Zawodnicy zamknięci w klatce niczym zwierzęta, nie mogą z niej uciec i walczą na śmierć i życie. Kolejny argument dla krytyków, którzy nalegali, aby walki zostały przeniesione do ringu. De facto ring był o wiele bardziej niebezpieczny dla fighterów niż oktagon, ale za to posiadał bogatą tradycję w sportach walki i budził lepsze skojarzenia. Na pierwszy rzut oka MMA było przesadnie brutalne, wręcz odpychające. Trzeba było mieć choć odrobinę chęci i poświęcić trochę uwagi, żeby dostrzec piękno i efektywność jiu jitsu lub siłę i formę fizyczną zapaśników. Większość amerykańskich polityków wcale nie zamierzała przyglądać się bliżej i oceniała walki w UFC „po okładce”. Właściciele organizacji dodawali ciągle nowe zasady, aby nieco uspokoić przeciwników i złagodzić swój produkt. Na niewiele się to jednak zdawało. Władze pozwoliły jeszcze zorganizować UFC 8 w Puerto Rico, ale później MMA w tym regionie zostało zabronione. Przed UFC 9 w Detroit również przeprowadzono szereg rozpraw sądowych, żeby gala mogła się w ogóle odbyć.

Detroit

Władze Detroit musiały cofnąć się o ponad wiek, żeby znaleźć w swoim prawie zapis z 1869 roku, który zabraniał nielicencjonowanych walk o pieniądze. Nikt nie chciał gościć UFC w swoim mieście. Główną atrakcją gali UFC 9 został pojedynek pomiędzy lokalnym zawodnikiem Danem Severnem, a główną gwiazdą UFC Kenem Shamrockiem. Obaj spotkali się wcześniej w oktagonie na UFC 6, wtedy górą okazał się Shamrock.

„Bob Meyrowitz, szef organizacji, bardzo nalegał, żeby zrobić ten pojedynek, ponieważ przypominało mu to zestawienia z boksu” – wspomina Campbel McLaren. „Z jednej strony aktualny mistrz, a z drugiej gość z niezłymi osiągnięciami. To mogło się udać”.

UFC po raz kolejny wygrało sprawę w sądzie, a walka Dana z Kenem mogła dojść do skutku. Shamrock jednak nie był w pełni usatysfakcjonowany. Sędzia James Arthur zadecydował, że wyrazi zgodę na organizację gali w mieście, ale pod warunkiem, że zostaną dopisane kolejne zasady do regulaminu. Zakazane zostały uderzenia głową i ciosy przy użyciu zaciśniętej pięści. Zakazy obowiązywały jednak głównie na papierze, a UFC powiedziało swoim zawodnikom, że za użycie pięści zostanie na nich nałożona kara w wysokości zaledwie 50 dolarów. Było to ciche przyzwolenie, żeby fighterzy nie przejmowali się nowymi przepisami i walczyli tak jak zawsze. Shamrock jednak był poddenerwowany myślą o złamaniu prawa. Trafiał już w przeszłości do aresztu i nie miał zamiaru znowu wylądować w celi.

„Nie zamierzałem wyjść do tego starcia. Kiedyś siedziałem, a UFC przysłało nam zasady od Detroit, które zabraniały nam uderzeń. Przekazali, że to są nowe przepisy, a za ich złamanie musimy zapłacić tyle i tyle” – wspomina Shamrock. „Nie przejmowali się tym zbytnio i chcieli się prześlizgnąć. Tydzień wcześniej były aresztowania w Kanadzie za walki MMA. Pomyślałem sobie, że nie chcę zostać twarzą kampanii o nazwie „Zniszczyć UFC”, ponieważ złamałem jakieś reguły”.

Sukces UFC zachęcił innych do spróbowania swoich sił w tym biznesie. Zaczęły powstawać nowe organizacje naśladujące pierwowzór, chociażby King of the Cage, WFF, MARS, Extreme Challenge. Główną konkurencją UFC była jednak organizacja Extreme Fighting, prowadzona przez Boba Guccione i Donalda Zuckermana. Matchmakerem w EF był John Peretti, uczeń legendarnego judoki Gene’a Lebellego. Peretti wyprzedzał swoje czasy o ładnych parę lat. To on wprowadził z góry określone kategorie wagowe i rundy podczas walki. To on wprowadził do tego sportu takich zawodników jak Ralph Gracie, Matt Hume, Kevin Jackson, Maurice Smith. Pierwsza gala Extreme Fighting przyniosła jednak straty, częściowo przez to, że musiała zostać przeniesiona z Nowego Jorku do Północnej Karoliny z powodu nacisków ze strony polityków. Pomimo tego całe wydarzenie można było uznać za udane i widowiskowe.

Druga gala odbyła się w Quebec w Kanadzie, a konkretniej na terenie rezerwatu Indian, Kahnawake. Kanadyjscy politycy byli tak samo przeciwni MMA, jak ci rządzący w USA. Nie mieli oni kontroli prawnej nad Kahnawake, ale i tak zrobili wszystko co było w ich mocy, żeby odwołać tę galę. Ekipa od produkcji została zatrzymana na granicy, Bell Canada dostała zakaz transmisji, a Peretti i ośmiu zawodników walczących na gali zostało aresztowanych dzień po jej zakończeniu.

Ken Shamrock czuł się sfrustrowany tym, w jakiej sytuacji postawiło go SEG. David Isaacs opowiada: „Pamiętam Kena wrzeszczącego w pokoju hotelowym. Bob Shamrock mi powiedział, że jeśli Ken uważa, że ma rację, to nikt go nie przekona, że jest inaczej. Może chodzić o dowolny temat, zawsze tak jest. Nie mam go za szaleńca, ale jeśli on jest przekonany, że musi być tak a nie inaczej, to nie ma opcji, żeby wpłynąć na jego opinię. Z Kenem tak już jest, ciężko. Kiedy już zajął jakąś pozycję, to nie chciał jej zmieniać, nie jest elastyczny. Często się wściekał. Kiedy sąd w Detroit zarządził nowe zasady na walkę z Severnem, to Ken był naprawdę wku**iony”.

Końcowym rezultatem całego zamieszania okazała się jedna z najgorszych walk w historii UFC. Shamrock i Severn krążyli dookoła siebie i nikt nie chciał wykonać pierwszego ruchu.

„Problem leżał w tym, że nie szukałem drogi do zwycięstwa. Wyszedłem do oktagonu z uszkodzoną łąkotką, pękniętym żebrem i złamanym nosem. W dawnych czasach to nie miałoby żadnego znaczenia. Zamiast się angażować i pójść na otwarte starcie, to stałem na środku i patrzyłem się jak on łazi dookoła mnie. To była najnudniejsza walka w historii UFC, nic więcej niż 30 minutowy taniec” – tłumaczy Ken Shamrock.

Nowy Jork

John McCain przekonał jeszcze wielu wpływowych ludzi, aby go wsparli i stanęli obok niego w wojnie z UFC. Marc Ratner, szef komisji stanowej Nevada, był jednym z głównych przeciwników. Tak samo Lonnie Bristow, prezydent American Medical Association, który wydał takie oto oświadczenie: „Będące z dala od prawdziwych wydarzeń sportowych, gale UFC przypominają bardziej ludzkie walki kogutów, gdzie gladiatorzy biją się na gołe pięści dopóki ktoś się nie podda, nie padnie nieprzytomny na ziemię albo sędzia lub lekarz nie przerwie krwawej jatki. Ich zasady zwiększają zagrożenie dla zdrowia zawodników oraz promują urazy, zamiast im zapobiegać”.

UFC kontynuowało organizację kolejnych gal, będąc niezrażonym całą nagonką ze strony wysoko postawionych osobistości. Udało im się zrobić nawet progres, dzięki legalizacji MMA w stanie Nowy Jork. James D. Featherstonhaugh, lobbysta UFC, był w stanie zdziałać cuda. Ten sam stan, który odesłał organizację Extreme Fighting do Północnej Karoliny, zalegalizował MMA na swoim terytorium. UFC miało zaplanowaną galę w mieście Niagara Falls na 8 lutego 1997 roku. Planem organizacji było zrobienie kilku gal w mniejszych miastach, ustabilizowanie swojej pozycji w tym stanie, a dopiero później przeprowadzenie ataku na miasto Nowy Jork i zorganizowanie tam wielkiej gali. Wszystko zmienił jednak artykuł w gazecie New York Times i politycy po raz kolejny rzucili się na UFC.

„Legislatura stwierdziła, że nie przyjmie naszego projektu ustawy o zakazaniu walk w MMA” – mówiła Zenia Mucha, specjalista ds. PR w biurze gubernatora. „Gubernator uznaje tę  rywalizację za odrażającą i nie traktuje jej w kategorii sportu. Ponownie przedstawimy nasz projekt i będziemy to robić tak długo, aż w końcu walki MMA zostaną zabronione”.

Extreme Fighting podbiło stawkę i ogłosili, że organizacja zrobi galę na Manhattanie w marcu 1997 roku. Tak naprawdę to był blef, chcieli po prostu wybić się na plecach Meyrowitza.

McLaren tłumaczy: „Zrobiliśmy jedną galę w stanie Nowy Jork, konkretnie w Buffalo i zostaliśmy ciepło przez nich przywitani. Północna część stanu czuje się zaniedbana i byli zadowoleni, że do nich przyjechaliśmy. Nie planowaliśmy gali w Madison Square Garden ani nic w tym stylu. Trzymaliśmy się niższego poziomu. Mieszkaliśmy i pracowaliśmy w Nowym Jorku, obawialiśmy się mocno burmistrza Rudolpha Giulianiego. Bardziej baliśmy się jego niż McCaina. Bob Guccione, właściciel Extreme Fighting, zorganizował konferencję i oznajmił, że zrobi galę w MSG. Giulani się wku**ił. Wszyscy dzwonili do każdego kogo znają. Gubernator został wezwany, a Giulani wydał własne oświadczenie, gdzie stwierdził „Nie w moim mieście, nie ma mowy”. Czuliśmy się jak goście na naszym własnym pogrzebie, bo nic nie robiliśmy. Guccione wyskoczył z tymi szalonymi obietnicami, gadał o MSG, a my mieliśmy tylko fajną, mniejszą galę w Buffalo. Każdy się zmobilizował i szybko uchwalono ustawę, która nas zbanowała. Później się dowiedzieliśmy, że komisja tak naprawdę nigdy się nie zebrała, wszystko odbyło się nielegalnie i zostało sfałszowane. Pomimo tego, że ich działania nie były zgodne z prawem, to i tak mieliśmy przeje*ane. To już nie miało żadnego znaczenia”.

Ogłoszenie Extreme Fighting o gali w Madison Square Garden przebudziło uśpionych polityków z Nowego Jorku. Zrobienie mniejszego widowiska w Niagara Falls lub Buffalo to zupełnie inna bajka. Takie wydarzenia nie przyciągały zbytnio uwagi wpływowych ludzi. Promocja gali na Manhattanie w tamtych czasach to porywanie się z motyką na słońce. Cały świat obserwuje co się dzieje w wielkim Nowym Jorku. Reakcja ze strony burmistrza Giulianiego była oczywista i już wkrótce ruszył na otwartą wojnę z „walkami w klatce bez zasad”.

„Takie walki są obrzydliwe i potworne” – mówił Giuliani. „Jestem fanem boksu przez całe moje życie. Zdaje sobie sprawę z tego, że z boksem też są problemy i są one poważne. Ale to coś zdecydowanie wykracza poza boks. To jest po prostu brutalne traktowanie się nawzajem”.

UFC w końcu napotkało na przeszkodę, której nie można było przejść. Nowojorscy politycy byli zdeterminowani, aby zakazać walk MMA, pomimo prawa, które legalizowało ten sport i zostało uchwalone zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Poprzednia ustawa miała zostać odwołana, a na czas tej procedury wprowadzono ponad stustronicowy kodeks, który zabraniał organizowania gal MMA.

„Zadzwonili do mnie z Daily News i spytali czy jakoś skomentuję zmianę prawa w Nowym Jorku” – wspomina Meyrowitz. „Odparłem, że nie ma żadnych nowych zasad, bo ich nie otrzymałem, a tylko ja organizuję takie show. Jeśli wprowadziliby nowe przepisy, to musieli mi je przekazać. Potem dostałem telefon z New York Times, ci również zapytali co sądzę o nowym prawie. Wtedy ja zadzwoniłem do komisji stanowej w Nowym Jorku i powiedziałem „Rozumiem, że macie jakieś nowe przepisy”. Potwierdzili. Poprosiłem, aby mi je wysłali, ale odmówili, powiedzieli „nie”. Jak to „nie”? Przecież gazety je już mają. Odezwałem się do New York Timesa i powiedziałem, że dam im wywiad na wyłączność, ale muszą przesłać mi nowy regulamin”.

Nowe zasady m.in. wymagały noszenia kasku na głowie, areny do walk o średnicy ponad 12 metrów (oktagon miał ok. 9 metrów) oraz nie dopuszczały kopnięć na głowę. Te przepisy właściwie uniemożliwiły UFC promowanie ich gali w Niagara Falls, która miała odbyć się już za kilka dni.

Isaacs opowiada: „Cały czas myśleliśmy, że uda nam się wygrać. Przechodziliśmy przez kolejne rozprawy i pomimo tego, że nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć w sądzie, to nasi prawnicy powtarzali nam, że mamy mocne argumenty. W Niagara Falls byli podekscytowani naszym przybyciem. Ich sytuacja ekonomiczna w tamtym okresie była ciężka, więc uważali, że gala UFC będzie dla nich świetną rzeczą. Nie mieli żadnych negatywnych skojarzeń”.

SEG do końca było przekonane, że uda im się dopiąć swego i zrobią galę w Niagara Falls, jednak na wszelki wypadek mieli w zapasie wynajętą halę w innym mieście. „Z powodu naszych problemów prawnych, zazwyczaj mieliśmy przygotowaną rezerwową miejscówkę na każdą galę. Telewizja wywierała na nas taką presję, że jeśli byśmy odwołali którąś galę na ostatnią chwilę, oznaczałoby to pewnie koniec UFC. Byliśmy bardzo skoncentrowani, żeby każde widowisko doszło do skutku” – kontynuuje Isaacs.

Zaledwie dzień przed galą w Niagara Falls, UFC otrzymało zakaz od nowojorskich polityków. Rozpoczął się wyścig z czasem. Ekipa musiała się przenieść do oddalonego aż o 1800 kilometrów miasta Dothan w Alabamie.

„Do gali zostało nawet mniej niż 48 godzin, a my dostaliśmy zakaz. David Isaacs wynajął dwa Boengi 737 i zapakowaliśmy do nich oktagon. Oktagon budowało się 20 godzin, a nam zostało tylko 36” – wspomina McLaren. „Musieliśmy go spakować, włożyć do samolotów i znaleźć jeszcze naszą halę. Znaleźliśmy ładne miejsce w Dothan, ale były wątpliwości czy uda nam się zmieścić oktagon przez drzwi. Nie mieliśmy już czasu na sprzedaż biletów. Zawodnicy rozgrzewali się w Nowym Jorku i musieli do nas dotrzeć. Każdy marudził i był wściekły. Producent siedzi w furgonetce i zarządza pracą kamer, zazwyczaj potrzebuje do tego zadania co najmniej całego dnia przygotowań. Tym razem musiał po prostu przylecieć, wsiąść do środka i zaczynać robotę. Pod względem logistycznym, niesamowite, że ta gala się w ogóle odbyła. Wszystko leciało na żywo w telewizji, to niewyobrażalne”.

Fighterzy nie dali rady zabrać ze sobą całych ekip, każdy z nich mógł ze sobą wziąć tylko jedną osobę, która będzie w narożniku podczas walki. Lotnisko zamykane było o północy, a ostatni samolot UFC startował o 23:55.

Isaacs tak wspomina tę sytuację: „Pamiętam jeden bardzo dramatyczny moment. Razem z ludźmi od produkcji dosłownie wyrzucaliśmy bagaże zawodników z samolotu, bo był przeciążony z powodu kolosalnego oktagonu. To było w czwartek wieczorem, a w piątek mieliśmy galę. Nierealne, prawda? Następnego dnia jedliśmy śniadanie w Waffle House. Podszedłem do każdego, który był tak naprawdę odpowiedzialny za realizację tej gali. Do dyrektora technicznego, speca od oświetlenia, osoby składającej oktagon. Wszystkim kazałem, aby potwierdzili czy są w stanie zrobić swoją robotę na czas. Wierzyłem, że mam mocną drużynę, każdy odpowiedział „Tak, dam radę”. Wtedy podjęliśmy decyzję, żeby iść na całość. Powiesz ludziom, że przenieśliśmy tak duże wydarzenie w tak krótkim czasie, to stwierdzą, że to niemożliwe. A my malowaliśmy jeszcze oktagon, kiedy zaczęto wpuszczać widzów na halę. Tak było blisko, żeby nam się nie udało”.

Kibice oglądający UFC 12 nie mieli bladego pojęcia o tym, co działo się za kulisami tej gali. Organizatorzy zrobili wszystko co było w ich mocy, bo prostu nie mogli wszystkiego odwołać. Gdyby jeszcze telewizja zaczęła atakować UFC w tamtym okresie, to możliwe, że dzisiaj nie wstawalibyśmy w nocy, żeby oglądać najlepszych zawodników na świecie walczących w oktagonie. Cablevision przestało ich wspierać po UFC 8, a pozostali zaczęli się na poważnie zastanawiać, czy aby na pewno walki w klatce nie są zbyt brutalne. Jedno potknięcie mogło sprawić, że UFC wypadłoby z rynku PPV już na zawsze.

„Każdy wiedział jak ważne jest, żebyśmy zrealizowali tę galę. Wliczając w to zawodników. Oni rozumieli jak ciężko pracujemy, żeby nam się udało. Wszyscy czuli, że walczymy o przetrwanie naszego sportu. Musieliśmy dopiąć swego za wszelką ceną i każdy miał w tym swój udział. Całemu zespołowi wszystko się udało, czułem się dumny jako producent. Walczyliśmy o być albo nie być dla MMA. Nie mogliśmy odwołać gali i zrobić jej gdzie indziej w późniejszym terminie. Gdybyśmy nie zrobili tej gali, to telewizja rozwiązałaby z nami umowę i to byłby koniec” – tłumaczy Isaacs.

Telewizja

UFC udowodniło, że gubernatorzy nie mogą zrobić wiele, żeby ich powstrzymać. Nawet jeśli dostali zakaz w jednym regionie, to mogli po prostu przenieść się do bardziej przyjaznego stanu. Dopóki zyski z PPV były wystarczające, dopóty nie było istotne w jakim mieście odbywa się gala. Telewizje kablowe jednak zaczynały odczuwać presję. Kiedy Republikanie przejęli władzę w Senacie, a John McCain został przewodniczącym Komisji ds. Handlu, Nauki i Transportu, jasnym stał się fakt, że Kongres USA zajmie się problemem seksu i przemocy w telewizji. Komisja McCaina sprawowała bezpośredni nadzór nad rynkiem telewizji kablowych, więc stacje z pocałowaniem ręki zaczęły spełniać wszystkie prośby McCaina.

„Zachowanie stacji telewizyjnych jest nie do pojęcia” – ocenia John McCarthy. „Uginają się tylko pod naciskiem polityków. Dzięki nam i naszym widzom, którzy płacą za gale, zarobili miliony dolarów. Nie chcą pokazywać u siebie naszych wydarzeń, bo to co robimy jest „nieodpowiednie”, a w tym samym czasie puszczają pornografię i inne treści dla dorosłych. Ale nas przecież nikt nie obejrzy, jeśli sam tego nie chce. Musi wziąć telefon, wydać zarobione przez siebie 21,95$ i zamówić PPV. Jeśli ktoś nie chce nas oglądać, to nie musi nawet zmieniać kanału, bo nasza transmisja po prostu takiej osobie się nie wyświetli. Ja patrzę na to w ten sposób, mam 35 lat i nie chcę, żeby ktoś udawał moich rodziców. Jeśli chcę coś mieć ocenzurowane w swoim domu, to ja powinien o tym decydować, a nie jakiś prezes telewizji kablowej”.

Dzień po UFC 12, które odbyło się 7 lutego 1997 roku, Leo Hindery przejął TCI, telewizję kablową, która miała ponad 14 milionów abonentów w całym kraju. Hindery był jednym z głównych przeciwników MMA i z dumą wydał takie oto oświadczenie do L.A. Times: „Przyszedłem tutaj, zobaczyłem gdzie są toalety i od razu potem wycofałem transmisje UFC”. Meyrowitz spotkał się nawet z Hinderym, żeby przedyskutować nowe przepisy i ustalić co UFC musi zmienić, żeby ich produkt stał się bardziej do przyjęcia dla społeczeństwa. Leo nie był jednak chętny na jakiekolwiek dyskusje. TCI poczuło się zobligowane do ochrony telewidzów przed programami, których nie powinni oglądać.

Firma Time Werner poszła w ślady TCI i odebrała UFC potencjalną dwunastomilionową widownię. Obie korporacje kontrolowały również Viewer’s Choice i grono ewentualnych odbiorców UFC spadło z 35 milionów do 7,5 miliona w zaledwie jedną dobę. Jeśli ktoś chciał obejrzeć wtedy UFC w PPV, to potrzebował satelity lub Direct TV. Gale organizacji zniknęły z kablówki. To był dzień w którym rozpoczął się czarny okres dla UFC, a tylko najbardziej hardkorowi fani utrzymywali ten sport przy życiu.

Ban transmisyjny całkowicie pozmieniał plany i cele UFC. Organizacja nie mogła już sobie pozwolić na zatrudnienie największych gwiazd takich jak Ken Shamrock, Tank Abbott lub Don Frye. Wszyscy wybrali korzystniejsze oferty z pro wrestlingu. Niekoniecznie pragnęli takiej zmiany, ale potrzebowali pieniędzy, a UFC nie było już na nich stać.

„Nigdy nie zostałbym profesjonalnym zapaśnikiem” – wspomina Abbott. Tank kochał prawdziwą walkę, ale ban telewizyjny wszystko zmienił. „UFC nie oferowało już dobrych pieniędzy, ale całkowicie nie ze swojej winy”.

Pozostali zawodnicy, którzy rozwinęli się w UFC, tacy jak Mark Coleman, Gary Goodridge lub Mark Kerr, wybrali walki w Japonii za lepszą stawkę. Ci, którzy zostali w UFC, dostawali tylko taką wypłatą, na jaką mogła sobie pozwolić organizacja.

Isaacs wspomina: „Cały czas cięliśmy i cięliśmy koszty. Redukowaliśmy co tylko się dało. Gdy już nie byliśmy na kablówce, mogliśmy całkiem blisko oszacować nasze przychody, a wtedy zrobić galę na dostosowanym poziomie. To było naprawdę wymagające. Stoczyliśmy wiele bitew w sądzie, a ja zmarnowałem masę czasu na podpisywanie kontraktów z fighterami, którzy byli do bani. Nie jest fajne płacenie zawodnikom mniej niż chcemy my i oni. Pamiętam, raz namówiłem Pata Mileticha, żeby jechał autobusem na galę. Z takimi kłopotami musieliśmy sobie radzić. Nie było nas stać na opłacenie biletów lotniczych, oszczędzaliśmy na wszystkim, również na własnych pracownikach i reklamie. Szukaliśmy sponsorów. Bob miał kasę, ale i ona się w końcu kończyła. Nie posiadaliśmy takich funduszy jakie mają bracia Fertitta. Ludzie w wielkich firmach bali się, że w końcu ktoś umrze w oktagonie. Na nic zdały się nasze informacje, że MMA jest bezpieczniejsze od boksu, Budweiser nadal sponsorował właśnie boks. Postrzeganie UFC było tak dramatyczne, że nie umieliśmy tego przeskoczyć”.

UFC pomimo problemów nadal było Mistrzostwami Świata dla MMA. Wielu zawodników dziwiło się jednak, kiedy już dotarli na ten najwyższy poziom. Kiedy Chuck Liddell debiutował w oktagonie na UFC 17 w maju 1998 roku, to nie był zbytnio pod wrażeniem całej otoczki UFC.

„Zapłacili mi tysiąc dolarów. Na ważeniu używali wagi łazienkowej, rozbawiło mnie to. Jeśli wiesz jak rozłożyć ciężar na takiej wadze, to może ci wskazać, że ważysz za dużo lub za mało. To było to UFC dla którego tak trenowałem? Później jedna walka w Mobile Civic Center przed paroma tysiącami ludzi, z gościem o imieniu Noe Hernandez, za tysiąc dolarów? Nie za dużo na tak ogromne wyobrażenia”.

UFC będąc w dołku i tak odkryło sporo gwiazd. Takie nazwiska jak Chuck Liddell, Randy Couture, Vitor Belfort, Frank Shamrock, Bas Rutten, Kevin Randleman robią wrażenie. Każdy z nich łączył w sobie umiejętności, charyzmę i wyjątkową formę fizyczną. UFC pozyskało zawodników, dzięki którym mogli zarobić na PPV, ale nadal nie posiadali platformy na której mogliby puszczać swoje gale szerszej widowni.

Podczas gdy UFC i całe MMA walczyło w Stanach Zjednoczonych o przetrwanie, to w Japonii mieszane sztuki walki zaczęły rozwijać się w coraz szybszym tempie, a pewien utalentowany japoński grappler ruszył na konfrontację z najsłynniejszą rodziną w tym sporcie…

2 KOMENTARZE

  1. Świetny artykuł, politycy do bani xDMnóstwo nazwisk i ustaw, ale felieton dalej przejrzysty 🙂

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.