Sport zawodowy to nie tylko rywalizacja, tryumfy i porażki, ale również prawdziwa nawałnica emocji oraz strach i ból, zarówno w aspekcie mentalnym jak i najzwyklejszym, fizycznym odczuwaniu cierpienia. Trening na wysokim poziomie nie może być pozbawiony dyskomfortu i bólu, każdy sportowiec bowiem próbuje przesunąć granicę swoich możliwości fizycznych i mentalnych, granicę która stoi dramatycznie daleko od tego, co potrafi zrobić tzw. przeciętny człowiek. Kwestia strachu i bólu jest szczególnie ważnym elementem sportów walki. Tutaj nie tylko same przygotowania, ale też ostateczna rywalizacja niesie z sobą ogromne ryzyko kontuzji, a nawet śmierci. Zawodnicy wychodzą do ringu, klatki czy na matę, żeby w warunkach sportowej rywalizacji zadać rywalowi cierpienie i ból, co ma ostatecznie doprowadzić do zwycięstwa.

Strach przed bólem może być dla niektórych osób paraliżujący, ale w zawodowym sporcie nie ma miejsca na takie podejście do sprawy, bowiem jak mówił Bruce Lee:

Przeciwnikiem na drodze rozwoju jest strach przed bólem, niechęć do poczucia choćby odrobiny cierpienia.

Natomiast bez rozwoju nie ma wyników i osiągnięć. Trzeba więc ból przezwyciężyć i się do niego, w miarę możliwości, przyzwyczaić. Ból jest więc stałą częścią fizycznych przygotowań sportowców, co też dobrze i obrazowo przedstawił niegdyś  Muhammad Ali.

Nie liczę tego ile przysiadów zrobiłem. Rozpoczynam liczenie dopiero wtedy, gdy zaczyna boleć, bo tylko te przysiady się liczą.

Takie podejście do sprawy, czyli tysiące powtarzalnych ćwiczeń mają oczywiście na celu sprawić, że zawodnik nie tylko będzie gotów na wyzwanie jakie niesie z sobą walka, ale również na przezwyciężenie mentalnych ograniczeń jakie mogą pojawić się w jego psychice. Mikołaj Koterski, psycholog  sportowy, którego zapytaliśmy o to czy zawodnicy zaprzątają sobie głowę kontuzjami czy urazami, odpowiedział, że nie trafił na taki przypadek.

Nie spotkałem się z sytuacją, w której zawodnik chciał walczyć, ale jednocześnie martwił się o kontuzje i to stanowiło problem. Zawodnicy mają świadomość, z czym wiąże się walka w klatce, podejmują decyzję i akceptują to ryzyko. Inna sprawa, że do oktagonu wchodzą ci, którzy potrafią się bronić. A przecież im większe są ich umiejętności, tym większa pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa, co jest niezbędne, żeby skoncentrować się na walce.

Czy jednak mimo wszystko można powiedzieć, że ból i strach nie mogą wpłynąć na zawodnika wychodzącego do klatki? Zapewne wszystko zależy od osoby, bowiem każdy podchodzi inaczej do emocji, które nim targają. Możemy więc spokojnie założyć, że ilu zawodników, tyle sytuacji. Warto jednak przyjrzeć się całemu procesowi jaki musi przejść każdy fighter, poczynając od wejścia na salę treningową, a kończąc na ostatnim gongu w trakcie samej walki.  Proces ten bardzo dokładnie przedstawił niegdyś Georges St. Pierre, były mistrz UFC, który w audycji programu MobilityWOD,  zajmującego się problematyką eliminacji bólu, zapobieganiu kontuzji i polepszaniu możliwości fizycznych sportowców, opowiedział o tym co przeżywa w trakcie przygotowań i w trakcie samej walki. Potwierdził on również, że sam niezwykle wymagający trening ma ostatecznie spowodować, że zawodnik w klatce będzie mógł działać instynktownie, walczyć na tzw. autopilocie.

Patrzę na to jak na działanie autopilota. Wyobraźmy sobie, że mamy komputer i programujemy go w taki sposób, żeby rozwiązywać pewne problemy. Podczas obozów treningowych przygotowuję się na różne scenariusze i różne problemy, które mogą pojawić się w walce. Im lepiej przepracuję różne możliwości, różne sytuacje, którym mogę stawić czoła, tym lepiej będę przygotowany. Gdy wchodzę do oktagonu i mam walczyć, działam na autopilocie. W klatce pokazujesz dokładnie to, co robiłeś w trakcie przygotowań. To tak jak w szkole, jeśli nie będziesz się uczył, nie poradzisz sobie. W walce jest tak samo. Jeśli nie przepracuję setki, tysiące razy scenariuszy, które mogą pojawić się w starciu, nie będę gotów.

Co ciekawe, GSP otwarcie i szczerze opowiedział również o tym jak czuje się tuż przed walką i że strach jest stałą częścią tej chwili.

Gdy siedzę w szatni i przychodzą po mnie przed walką, cały strach znika. Przed samą walką jestem przerażony, ale wówczas właśnie to wszystko znika, bo działam na autopilocie, aż do końca walki.

Były mistrz UFC opowiedział także o bólu, który może pojawić się w trakcie walki i tego jak go odczuwa.

Oczywiście w trakcie walki poczuję pewien rodzaj bólu gdy otrzymam cios, ale nie będzie on tak samo odczuwalny, gdybym mentalnie nie działał w tzw. trybie walki. Gdy ktoś mnie kopnie w głowę, mogę oczywiście zostać znokautowany, ale nie będę czuł w starciu jakichś drobnych ran czy małych złamań. Będę dalej walczył, ponieważ jestem przełączony na tryb przetrwania. To zapewne takie samo odczucie jakiego doznawali gladiatorzy w starożytności. To oczywiście nie to samo, ale nastawienie mentalne jest zapewne bardzo podobne. Oczywiście w klatce jest sędzia, który będzie nas chronić, ale w głowie mamy wizję tego, aby wyjść i pokonać rywala. Wychodzimy więc do walki z takim samym nastawieniem jak gladiatorzy.

Mimo odniesionych w walce ran i kontuzji, ich odczuwanie pojawia się dopiero  po dłuższym czasie.

Myślę, że każdy odczuwa to nieco inaczej. Mi to zabiera kilka godzin. Po walce często nie mogę spać, cały czas buzuje we mnie adrenalina, myślę o tym co zrobiłem lub czego zabrakło mi w starciu. Wiele czasu zabiera więc powrót do normalności.

Sama adrenalina natomiast, o której wspomniał GSP może działać na zawodnika dwojako.

Adrenalina w walce może pomagać, ale może też być zabójcza jeśli się jej nie kontroluje. Można to też zobaczyć starciu. Trzeba to wyczuć u rywala. Zorientować się, czy mocno atakuje przez ciśnienie adrenaliny, bo jeśli tak, to za kilka minut może całkowicie opaść z sił i należy wówczas tylko przetrwać tę pierwszą falę ataku rywala.

Wracając natomiast do samego bólu, który jak stwierdził GSP, w samej walce jest mniej odczuwalny, już podczas treningów może dawać się znacznie bardziej we znaki.

Gdy jesteś na obozie treningowym, odczuwanie bólu jest normalne. Nie jest jak w walce, kiedy faktycznie odczuwasz go inaczej. Natomiast sparując, mamy już sytuację nieco podobną do walki. Oczywiście adrenalina nie jest tu na tym samy poziomie, ale sytuacja jest zbliżona. Odczuwam więc ciosy w trakcie sesji sparingowych. Co jednak ważne, rozpoczynając obóz treningowy odczuwam ból psychiczny. To nie jest normalny ból. To jest sytuacja podobno do tej gdy jesteś dzieckiem i czegoś ci się odmawia. Wiedząc bowiem, że rozpoczynam obóz treningowy, wiem również, że muszę zrezygnować z wielu rzeczy, muszę zacząć dobrze się odżywiać, muszę zacząć ciężko pracować. To powoduje odczucie dyskomfortu, bo wiem z jakimi ograniczeniami się to wiąże. Jest to więc pewne forma bólu.

Dla GSP ból jest jednak normalną częścią życia.

Wierzę, że w życiu nie odczuwamy przyjemności, lepsze momenty są to tylko chwilami bez bólu. Można to porównać do walki i zwycięstwa, po którym czujesz się wspaniale, nie czujesz żadnego bólu. To jest niezwykłe odczucie, które bardzo trudno opisać. To jest jednak uczucie warte całego tego bólu i strachu. Jest po prostu wspaniałe. Im bliżej walki tym większy ból i dyskomfort, ale odczucie po zwycięstwie jest jak narkotyk. To najwspanialsze uczucie na świecie.

Co ciekawe, mimo że GSP uwielbia uczucie związane w tryumfem, nie przepada za samym walczeniem.

Rozmawiamy o bólu z kolegami z maty. Rozmawiamy o strachu, który też jest rodzajem dyskomfortu. Przed walką znajdujesz się w miejscu, które nie daje ci komfortu. Wiesz, że jeśli źle się przygotujesz, popełnisz błąd i przegrasz, możesz zostać upokorzony. Wierzcie lub nie, ale nie cierpię walczyć, nie ciepię nocy, w której muszę walczyć. Może to być zaskakująca, ale ja kocham swoją pracę. Nie cierpię jedynie samej nocy walki. Jestem bowiem wówczas niesamowicie zdenerwowany i odczuwam psychiczny ból z tego powodu. Czas przed walką jest bardzo trudny. Mam problemy ze spaniem i jedzeniem. Dzień przed samą walką zawsze czuję się źle i zadaję sobie pytanie o to, co ja robię? Jest to więc ból, ale mentalny.

Mimo odczuwania tak silnych, negatywnych emocji przed walką, GSP stara się zachować tzw. kamienną twarz i nie okazywać tego, co dzieje się w jego głowie.

Wchodząc do klatki wyglądam na człowieka pewnego siebie, ale taki nie jestem. Trzeba też w tym sporcie umieć udawać i ukrywać swoje odczucia. To jest jednak bardzo trudna praca i dlatego nie cierpię walczyć. Bywało, że walczyłem dwa razy do roku. Mamy więc tylko dwa gorsze dni z 365, które są wspaniałe. Przez 99% czasu uwielbiam swoją pracę. Uwielbiam trenować. Nie zamieniłbym mojego stylu życia na nic innego. Ale jeśli zapytacie mnie czy lubię walczyć, odpowiem, że tego nie cierpię. Uwielbiam jednak moje życie i aby go nie zmieniać, muszę walczyć.

To natomiast, co powoduje strach przed samą walką wynika u Kanadyjczyka z kilku czynników.

Boję się tego, że cała moja praca może pójść na marne. Boję się tego, że mogę nie okazać się wystarczająco dobry i silny. Boję się zawieść ludzi, którzy ze mną pracują pomagając mi w przygotowaniach do walki. Boję się upokorzenia. Jestem dumnym człowiekiem i chcę być najlepszy, nie chcę przegrywać. To wszystko tkwi w mojej głowie, ale uważam, że jeśli się czegoś obawiamy, musimy ten strach potraktować jak sojusznika. Niektórzy zawodnicy są świetni na sali treningowej, ale gdy przychodzi do walki, są przerażeni i nie pokazują tego co robili na treningach. Nie potrafią bowiem zapanować nad strachem i emocjami.  Dla mnie to, że jestem na krawędzi, powoduje, iż walczę lepiej. Najważniejsze jest bowiem, aby nie bać się przyznać do tego, że się czegoś obawiamy. Jeśli bowiem tego nie robimy, okłamujemy samych siebie. W mojej karierze nie stoczyłem ani jednej walki, której bym się nie bał. I za każdym razem zadawałem sobie pytanie, będąc w szatni, co ja do cholery tutaj robię? Strach nie może spowodować, żeby przez niego przegrać, trzeba go wykorzystać do tego, by być lepszym.

Jak jednak sprawić, żeby wszystkie emocje związane z walką nie zawładnęły umysłem zawodnika?

Pewność siebie to nie stan umysłu, pewność siebie to wybór. Udaję pewnego siebie, mimo że taki nie jestem. Idąc do klatki pokazuję pewność siebie, mimo że jej nie odczuwam. Jestem pełny wątpliwości i obaw.  Jest tak, że zarówno ciało może sterować umysłem jak i umysł ciałem. Udając więc pewność siebie, staję się pewny swego. W pewnym sensie okłamuję siebie i zaczynam wierzyć w to kłamstwo. Natomiast wraz z pojawieniem się pewnością siebie przestaję się bać.

Jak więc pokazuje przykład Georgesa St. Pierre’a, emocje, które mogą kłębić się w głowie zawodnika sportów walki są ogromne i mogą one w równie ogromnym stopniu wpłynąć na sam przebieg starcia. Fighterzy muszę więc toczyć swoje boje równocześnie zarówno na poziomie fizycznym jak i mentalnym i ostatecznie muszą to robić sami, co dobrze podsumował bokserski mistrz świata wagi ciężkiej, Anthony Joshua, w filmie Oko w oko z Kliczką.

To samotny sport. Można się śmiać i żartować, iść na ring z 15 osobami dookoła, ale w końcu wszyscy cię zostawią i stoisz sam na sam z przeciwnikiem.  Przed walką staram się zachować spokój. Ale czasem gdy leżę w łóżku nie mogę spać. Myślę o tym, że nie mogę doczekać się występu. To tylko kolejny dzień, tak powinienem myśleć. Cały czas biję się z myślami, zastanawiając się jak sobie poradzę.

1 KOMENTARZ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.