Kościelski

Andrzej Kościelski to utytułowany zapaśnik i jeden z najbardziej znanych trenerów MMA w Polsce. Jest współtwórcą klubu Ankos MMA i jego sukcesów. Ze sportami walki związany był praktycznie od dzieciństwa, a na swojej zawodowej drodze poza zapasami trafił również na kilka innych ciekawych dyscyplin. Andrzej Kościelski wraz z Karolem Matuszczakiem tworzyli na przełomie wieków podwaliny pod budowę mieszanych sztuk walki w Polsce. Warto więc poznać sportową historię człowieka, który miał i nadal ma znaczący wpływ na rozwój tej dyscypliny nad Wisłą.

Twoja historia w świecie sportów walki, to w zasadzie, część dzieciństwa i całe twoje dorosłe życie. Kiedy po raz pierwszy trafiłeś na salę treningową i jak zaczęła się twoja przygoda z zapasami?

Tak, sporty walki towarzyszą mi w zasadzie od zawsze. Po raz pierwszy trafiłem na salę treningową w roku 1979. Miałem wtedy dziesięć lat i chodziłem do szkoły podstawowej nr 4 na poznańskim Świerczewie. Właśnie tam zapisałem się na zapasy. Pewnego dnia w klasie zjawił się trener i ogłosił, że jest robiony nabór do Lecha Poznań. W tamtych czas Lech miał reprezentację zapasów. Nie zastanawiałem się długo i tak w wieku dziesięciu lat trafiłem na matę. Po trzech latach treningów w Lechu, klub zapaśniczy się rozpadł i przeszliśmy cała drużyną do Cybiny Poznań. Tam spędziłem kolejne dwa lata i przeniosłem się do Wojskowego Klubu Sportowego Grunwald Poznań. Z klubem Grunwald byłem związany jeszcze dwa lata temu, więc zapasy trenuję już około trzydziestu siedmiu lat. Mimo wieku jestem nadal czynny zapaśniczo, może nie jako zawodnik, ale springpartner na pewno i to jako całkiem przyzwoity sparing partner.

Jakie miałeś wrażenia po pierwszych treningach. Zapasy od razu ci się spodobały?

Zapasy to sport bardzo wymagający, a ja lubiłem wyzwania i ciężkie treningi. Właśnie ta ciężka praca, poświęcenia i wyrzeczenia pociągały mnie najbardziej. Niestety zapasy to również druga strona medal, czyli kontuzyjność tej dyscypliny. W życiu sportowym kontuzji miałem sporo i niektóre były dość poważne. Trudno było się po nich odnaleźć, ale zawsze podnosiłem się z kolan i walczyłem dalej. Już po pierwszym treningu wróciłem do domu z małą kontuzją (śmiech). Ktoś mi podpił oko. Nie miało to jednak związku z zapasami. To był grudzień i w drodze do domu dostałem kulką śniegu (śmiech).

Czy już w wieku dziesięciu lat zacząłeś startować podczas zawodów?

Tak. Pierwsza kategoria wagowa w jakiej startowałem to było 36 kg i miałem wtedy właśnie dziesięć lat. To było po pierwszych trzech miesiącach treningów zapaśniczych. Pamiętam, że mogłem startować w kategorii 32 kg, ale poszedłem wagę wyżej, bo przekroczyłem nieco limit. Oczywiście na pierwszych zawodach smary dostałem straszne (śmiech). Na początku za dobry nie byłem, ale nie brakowało mi ambicji i z miesiąca na miesiąc rozwijałem się coraz bardziej. Jak dziś też pamiętam, że na pierwszych treningach zapaśniczych w szkole trenowała w zasadzie cała podstawówka. Przewijało się tam około 120 osób. Z tego później zostały tylko dwie, jedną z nich byłem ja, drugą Adam Chojnacki. Reszta zwyczajnie zrezygnowała, co mnie dziś nie dziwi. Zapasy jako sport są bardzo ciężkie do trenowania, myślę, że najcięższe ze wszystkich dyscyplin sportowych. Naprawdę trzeba mieć dobrą psychikę, żeby wytrwać tyle lat jak ja. A ja cały czas to lubię i mimo, że mam 47 lat, jeszcze cały czas się ruszam na macie i tak jak chłopacy mówią, jestem dobrym sparingpartnerem i jeszcze całkiem przyzwoicie mi to wychodzi.

Pamiętasz pierwsze zwycięstwa w zapasach?

Przez pierwsze pięć lat byliśmy młodzikami. Później przechodziło się do juniorów. W młodzikach wygrywałem, ale na jakiś pomniejszych zawodach, nie na ogólnopolskich. Wtedy Polska była podzielona na strefy, było ich 4 albo 5. I żeby dostać się na mistrzostwa polski trzeba było wygrać swoją strefę. W strefie na każdych zawodach było około 50 zawodników. Udało mi się kilka razy tę strefę wygrać, ale na mistrzostwach polski młodzików nie odniosłem sukcesów. Pierwszy sukces w zapasach przyszedł na ogólnopolskiej spartakiadzie młodzieży. To były oficjalne mistrzostwa Polski juniorów i tam właśnie zostałem wicemistrzem Polski. W zasadzie był to ostatni gwizdek, bo miałem osiemnaście lat i był to ostatni rocznik juniorów młodszych, a od osiemnastego do dwudziestego roku życia byli juz juniorzy starsi. Następnie byli młodzieżowcy, a po dwudziestym trzecim roku byli już seniorzy. Kolejne ważne zwycięstwo odniosłem na międzynarodowych mistrzostwach w Czechosłowacji – tam byłem pierwszy, wygrałem. Bardzo mnie to cieszyło, bo z reguły na taki zawodach byłem drugi, albo trzeci. W zasadzie przez całą karierę w Polsce nigdy nie byłem pierwszy. Zawsze zdobywałem medale, jednak nigdy nie trafiłem na pierwsze miejsce na podium. W juniorach starszych też byłem wicemistrzem Polski. W młodzieżowcach byłem trzeci. Potem trafiłem do seniorów i również szło mi całkiem dobrze. Później dostałem się do kadry narodowej. Nie byłem tam czołowym zawodnikiem, więc nie wysyłano mnie również na najważniejsze zawody z olimpiadą włącznie. Miałem jednak możliwość walczenia na turniejach międzynarodowych. Wtedy też zdobyłem trzy medale na mistrzostwach polski seniorów. Pierwszy, srebrny w roku 1994 roku w kategorii 68 kg. Rok później przeszedłem do kategorii 74 kg i też zrobiłem wicemistrza Polski. Potem był jeszcze jeden medal i dopadła mnie kontuzja, więc nie startowałem. Do walki powróciłem w roku 1997 i zdobyłem brązowy medal w 74 kg. W swojej karierze zaliczyłem również udany występ na wojskowych mistrzostwach Europy w zapasach, gdzie zdobyłem brąz oraz na pucharze polski, skąd również wróciłem z medalem.

Czy pojawiła się w twojej karierze możliwość startu na olimpiadzie?

Nie. Pamiętam, że raz miałem jechać na mistrzostwa Europy, bo ten zawodnik, który był numerem jeden w kadrze złamał sobie rękę. Niestety w tamtych czasach w kadrze, Poznań nie był zbyt lubiany i pojechał ktoś inny. Wtedy też nie było czegoś takiego jak eliminacje olimpijskie, decyzje o tym kto pojedzie zapadały odgórnie. Teraz jest trudniej, bo trzeba zdobyć kwalifikację.

Jakiś czas temu mówiono nawet o usunięciu zapasów z olimpiady.

Na szczęście to nie przeszło. Usunięcie dyscypliny, która była na olimpiadzie od samego początku, a wprowadzenie np. deskorolki, czy czegoś podobnego, to byłby chybiony pomysł. Działacze chcieli usunąć zapasy tylko dlatego, że na zapasach nie zarabiali pieniędzy. Oczywiście tu sprawa zależy również od kraju. Gdyby była olimpiada w USA, Rosji, czy w Iranie, to sale byłby oblegane. Ale w innych krajach, już tak różowo nie jest, więc najpewniej chodziło właśnie o pieniądze.

Kiedyś oglądałem mistrzostwa uniwersyteckie w zapasach w USA i hala była pełna. U nas niestety nie ma kultury trenowanie sportów walki, która w innych krajach funkcjonuje.

Stany Zjednoczone, to jest fenomen jeśli chodzi o zapasy. Widać to również po UFC. Ludzie, którzy tam dominują, bazują na zapasach. Nawet gdy pojawia się zawodnik, który wywodzi się ze stójki, nagle okazuje się, że doskonale broni nóg i świetnie do nich schodzi. Oni mają od dziecka zaszczepione zapasy i mają wyrobione nawyki ruchowe i na tych zapasach bazują.

Podobną tezę postawił ostatnio Andrzej Janisz. Powiedział, że w UFC dominują właśnie zapasy.

Dlatego też w Ankosie, również staramy się to robić. Wprowadzamy system treningowy podobny do tego z USA i większość naszych treningów, to jest baza zapaśnicza. Oczywiście robimy wszystko, ale poza tym na każdym treningu jest wprowadzany jakiś element zapaśniczy. Jeśli chcemy dogonić Amerykanów, to wydaje mi się, że od tego właśnie musimy zacząć.

Po dygresji zapaśniczej w UFC i USA, wróćmy do twojej historii. Kiedy zakończyłeś zawodową karierę?

Profesjonalną karierę zapaśniczą zakończyłem, gdy miałem dwadzieścia osiem, lub dwadzieścia dziewięć lat. Miałem problemy z kręgosłupem i musiałem przerwać. Potrzebowałem czasu, aby się podleczyć i popracować nad mięśniami kręgosłupa. Oczywiście cały czas trenowałem, ale już nie startowałem w zawodach. Dziesięć lat później wystartowałem jeszcze na mistrzostwach świata weteranów. Najpierw zdobyłem brązowy medal na mistrzostwach świata w Turcji. Warto przy okazji podkreślić, że w półfinale przegrałem z ówczesnym mistrzem Iranu, więc walczyli tam naprawdę bardzo dobrzy zawodnicy. Mistrzostwa świata weteranów, to zdecydowanie nie był zlot zapaśniczych dziadków (śmiech). Zresztą patrząc nawet na UFC, spokojnie walczą tam ludzie do czterdziestego roku życia. Dwa lata później pojechałem na mistrzostwa świata do Szwajcarii i zostałem wicemistrzem świata. Przegrałem wtedy z zawodnikiem, który walczył w najwyższej lidze niemieckiej.

Nie kusiło cię nigdy, żeby spróbować swoich sił w MMA?

Kusiło mnie, oczywiście. Jednak gdy MMA rozwinęło się w Polsce na poważnie, ja już miałem około czterdziestki na karku. Poza tym, w swoim sportowym życiu nie zajmowałem się tylko zapasami. Oprócz tego, że zdobyłem sporo medali w zapasach, byłem jeszcze wicemistrzem Polski w sumo. Trzecią dyscypliną, którą uprawiałem było rugby. Na początku grałem w drugiej lidze, w Chaosie Poznań. Później w ekstraklasie, w Posnani Poznań. Niestety w drużynie nie udało mi się zdobyć medalu, bo po sezonie zajęliśmy czwarte miejsce. A tak miałbym medale w trzech dyscyplinach.

To ciekawe. Nie wyglądasz na sumitę. Skąd się w ogóle wzięło sumo i kiedy to było?

W sumie to nic zaskakującego, bo do dziś w amatorskich zawodach sumo startują głównie zapaśnicy. Wówczas miałem dwadzieścia osiem lat i sumo było dość mocno popularne. Łączyłem wtedy zapasy z sumo. Walczyłem na mistrzostwach Polski, dzięki którym można było dostać się na mistrzostwa świata. Amatorskie sumo ma to do siebie, że są trzy kategorie wagowe. Ja nie startowałem z wielkimi grubasami, których można oglądać w telewizji. W amatorskim sumo są następujące kategorie wagowe: 86 kg, do 110 kg i powyżej.  Ja byłem w kategorii 86 i niestety w finale przegrałem. Więc na mistrzostwa świata niestety się dostałem.

A rugby? To sport wprawdzie kontaktowy, ale dość daleki od sportów walki. No i gra się w drużynie.

Na rugby zapisałem się gdy miałem prawie czterdzieści lat. Akurat wtedy otworzyłem siłownię. Funkcjonowała ona w miejscu, w którym był klub rugby. Zapytałem więc czy mogę przyjść sobie potrenować i pobiegać. Na początku grałem w drugiej lidze. Okazało się, że idzie mi całkiem dobrze. Widząc jak sobie radę, trener zaproponował żebym grał w pierwszej lidze. Może grałbym do dziś w rugby, ale zerwałem ścięgno Achillesa, a to jedna z najgorszych kontuzji dla sportowca. Nie poddałem się jednak. Mówi się, że po zerwaniu Achillesa dopiero po około roku zaczyna się dobrze chodzić, a ja po roku walczyłem już na mistrzostwach świata weteranów. Muszę jednak przyznać, że dużo pracowałem nad tą nogą. Już tak mam, że jak coś mnie wciągnie, to mogę trenować od rana do wieczora. Chodziłem więc na rehabilitację i dużo pracowałem nad tymi mięśniami, dzięki którym mogłem dodatkowo wzmocnić Achillesa.

Czyli wybierałeś same kontuzyjne dyscypliny.

Zawsze byłem przekonany, że zapasy są najbardziej kontuzyjnym sportem, ale po tym jak trenowałem rugby, stwierdzam, że rugby są dużo gorsze od zapasów. W zapasach jak ktoś jest sprytny i zwinny, często może wyjść z opresji. Dobry zapaśnik jest w stanie to zrobić. Gdy czuje, że za chwile coś może mu w nodze strzelić, jest wstanie uratować tę nogę. W rugby jak idziesz z piłką do przodu, a ktoś z boku wejdzie ci w kolana, nie możesz tego uniknąć. Tak właśnie było jak grałem w pierwszej lidzie. Z pierwszego składu wypadło siedmiu bardzo dobrych chłopaków, bo mieli zerwane więzadła krzyżowe. Abstrahując jednak od kontuzji, które przecież zdarzają się w każdym sporcie, muszę przyznać, że rugby, to świetna, męska, mocna dyscyplina dla prawdziwych twardzieli. I tak jak wspomniałem wcześniej, gdyby nie kontuzje grałbym pewnie do dziś.

A z czego wynikają kontuzje w zapasach? Bardziej zdobywa się je na turniejach, czy na treningach?

Zdecydowanie na treningach. W zapasach kontuzje zdobywało się często nie podczas samej walki, ale np. podczas gry w piłkę nożną, która była dużo twardsza niż jej normalna wersja (śmiech). W klubie  grywaliśmy również w tzw. koszo-rugby. Przypominało to walkę jak w rugby. Było dużo zwodów, przyspieszeń i pracy szybkościowej. To była też forma treningu pod zapasy. W Rosji grają w to nawet turnieje. Gra ta koszykówkę przypomina tylko tym, że gra się piłką od koszykówki i rzuca do kosza. Nie ma natomiast kozłowania, a reszta jest jak z rugby. Różnica polega również na tym, że w rugby można podawać do tyłu, a tu można wszędzie, jak w futbolu amerykańskim. Większość kontuzji nie była więc związana bezpośrednio z zapasami, a z tymi grami właśnie. A że graliśmy twardo i każdy był bardzo zajadły, to wióry leciały.

Koniec części pierwszej.

72 KOMENTARZE

  1. rugbista? taki maly to gdzie on grac mogl? :crazy:jedynie go widze na 10 (lacznik ataku)
    Jonah Lomu to był kurwa wymiatacz

  2. Masu

    Nieźle, bardzo możliwe że spotkałem trenera na boisku.

    na jakiej pozycji grales? ja zawsze 2:werdum:

  3. mat01

    Trener się tak często śmiał podczas wywiadu?
    Dzięki za wrzucenie, fajna ciekawostka

    Rozmowa była bardzo długa, bardzo ciekawa, trochę też się pośmialiśmy.

  4. yonigga

    na jakiej pozycji grales? ja zawsze 2 :werdum:

    Z Chaosem w Juvenii skrzydło. Nie pamiętam meczu z Posnanią. Z Chaosem grał DJ Dex.

    Potem grałem na młynarzu jak się spadłem ale to NHRK

  5. yonigga

    ty a co to ? z krakowa tylko juvenie znam

    Taki trochę Chaos Poznań. Kilka razy upadło ale ma własny stadion Narodowe Centrum Rugby za 15mln. Tylko bez drużyny

  6. TYTUS

    Są jacyś typowi Rugbyści którzy przeszli do MMA i odnoszą sukcesy ?

    pudzian :fro:
    [​IMG]
    wtedy lodz grala w 2 lidze ale ogolnie to psi chuj gral

  7. Masu

    Hunto

    Nie no Hunto to z podstawy kickboxer.Mam na mysli TYPOWEGO.
    Mitrione z futbolu american jeżeli uznać to za pokrewne

  8. TYTUS

    Nie Hunto to z podstawy kickboxer.Mam na mysli TYPOWEGO.
    Mitrione z futbolu american jeżeli uznać to za pokrewne

    Patrząc na figurę Hunta to jestem pewien ze przed kickiem było rugby, choćby w podstawówce.

  9. Masu

    Patrząc na figurę Hunta to jestem pewien ze przed kickiem było rugby, choćby w podstawówce.

    u nich to sport narodowy każdy w to gra od małego

  10. yonigga

    maly ale byk:mamed:

    Kwadratowy, uda jak sekwoje a łbem można burzyć mury Winterfell.

  11. TYTUS

    On chyba kiedyś z Pakolem mówił że jest zawodnikiem Rugby

    Nie. Grał w FA. Wystarczy że wypromowaliśmy Latkowskiego

  12. TYTUS

    On chyba kiedyś z Pakolem mówił że jest zawodnikiem Rugby

    Nie. Grał w FA. Wystarczy że wypromowaliśmy Latkowskiego

  13. No i na takie materiały czekam od dawna. Swego czasu Pakol zapowiadał jakiś materiał z trenerem u siebie na kanale, ale skończyło się tylko na oświadczeniu :bleed:

  14. No i na takie materiały czekam od dawna. Swego czasu Pakol zapowiadał jakiś materiał z trenerem u siebie na kanale, ale skończyło się tylko na oświadczeniu :bleed:

  15. Fajnie się czytało. Takie wywiady dodają mi otuchy, że każdy kto trenuje ma jakies poważne kontuzje, a mimo to trenuje dalej, zawsze miałem z tym problem

  16. Fajnie się czytało. Takie wywiady dodają mi otuchy, że każdy kto trenuje ma jakies poważne kontuzje, a mimo to trenuje dalej, zawsze miałem z tym problem

  17. sonnench

    wiem, ze to nie rugby ale z footbolu to jeszcze Matt Mitrione

    Z footbolu jest wiecej np. Schaub, Bob Sapp.

  18. sonnench

    wiem, ze to nie rugby ale z footbolu to jeszcze Matt Mitrione

    Z footbolu jest wiecej np. Schaub, Bob Sapp.

  19. Jacek Łosak

    Nawet gdy pojawia się zawodnik, który wywodzi się ze stójki, nagle okazuje się, że doskonale broni nóg i świetnie do nich schodzi.

    [​IMG]

  20. Jacek Łosak

    Nawet gdy pojawia się zawodnik, który wywodzi się ze stójki, nagle okazuje się, że doskonale broni nóg i świetnie do nich schodzi.

    [​IMG]

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.