Michael Bisping vs. Kevin Gastelum

„The Count” ciągle zaskakuje. Jeszcze niedawno zapowiadał przejście na sportową emeryturę po walce z GSP, a tymczasem zdecydował się na wejście w zastępstwo za Andersona Silvę do boju z Kevinem Gatselumem. Do starcia dojdzie zaledwie trzy tygodnie po utracie pasa mistrzowskiego wagi średniej.

Bisping jest wyraźnym underdogiem w tym starciu. Z jednej strony może to dziwić, z drugiej – od dawna można zaobserwować wielką wiarę bukmacherów w umiejętności Gasteluma. Czy to aby nie przesada?

Kevin wprowadza do oktagonu świeżość, której weteranowi klatek Bispingowi zaczyna coraz bardziej brakować. Michael, co prawda, nie zwolnił wyraźnie obrotów w ostatnim czasie, ale fakt, że nie zrobił sobie w ogóle przerwy po starciu z St. Pierre’em, stawia duży znak zapytania odnośnie tego, jaka będzie jego dyspozycja w sobotę. Z drugiej strony, jego kondycja zawsze była „w punkt”, a GSP nie obił go szczególnie mocno, więc nie musi być źle.

Styl walki Anglika jest nam doskonale znany. „The Count” to przede wszystkim pięściarz, któremu dzięki solidnym, defensywnym zapasom często udaje się utrzymać walkę w ulubionej stójce. Bisping wyprowadza ciosy ze sporą częstotliwością, co może podobać się sędziom punktowym, ale potrafi też sporo zebrać na głowę przez „rozszczelniającą” się gardę. Odporność jego szczęki jest przyzwoita.

Po drugiej stronie mamy Gasteluma, który ma ciekawy boks i bardzo solidne zapasy. Składa skuteczne kombinacje, dobrze skraca dystans, a po obaleniu wykazuje się niezłą kontrolą w pozycjach dominujących. Jego problemem w nowej kategorii wagowej są słabe warunki fizyczne, co pokazało starcie z Chrisem Weidmanem, który obił go niczym starszy brat. Na szczęście dla Kevina, Bisping nie jest aż tak atletyczny jak Weidman. Tutaj różnica warunków fizycznych będzie mniejsza, dlatego Gastelum może mieć wystarczająco siły, by nie raz i nie dwa sprowadzić rywala do parteru.

Gastelum jest chimerycznym zawodnikiem, który niewątpliwie posiada ogromny talent, ale nie ma mistrzowskiej mentalności. Ciężko ocenić, jak wygląda jego motywacja do najbliższego starcia. Zawodnik ten ma narzędzia do tego, by wypunktować, a nawet znokautować Bispinga, ale może też przespać swoją okazję i samemu przegrać na punkty. Na pewno nie opłaca się na niego obstawiać po aktualnym kursie bukmacherskim – aż takim „pewniakiem” nie jest. Ale też ciężko nazwać kurs na Anglika wielką okazją, bo i przy nim pojawiają się znaki zapytania. Można się skusić na underdoga, ale odradzam duże stawki.

Yan Xiaonan vs. Kailin Curran

Na chińskiej gali UFC, ujrzymy debiutantkę Yan Xiaonan, która podejmować będzie Kailin Curran.

Kailin przedstawia swoim stylem najbardziej standardowy obraz kobiety walczącej w MMA, czyli uprawia czystą młóckę. Zawodniczka ta stosuje podstawowe kombinacje bokserskie, ładnie kopie (choć bez większej siły), jednak walczy totalnie bez gardy. Ilość ciosów, które przyjmuje na twarz jest zbyt duża by Curran myślała na poważnie o zwycięstwach w UFC i właściwie to może być jej ostatnia walka! W największej na świecie organizacji MMA, ma bowiem bilans 5 porażek i tylko 1 zwycięstwa! Gdy dobije do szóstej porażki, raczej pożegna się z UFC.

Curran gdy jest w dosiadzie, woli stosować ground’and’pound zamiast technik kończących, jednak czyni to w swoim bardzo delikatnym stylu. Urodziwa Kailin nie przedstawia sobą żadnych wartości bojowych, ani w stójce ani w parterze. Jest za słaba na ten sport.

Xiaonan jest większa od swojej rywalki, na pewno też silniejsza i ma lepszą stójkę. W poprzednich walkach dobrze operowała kopnięciami, zarówno stopującymi, jak i ofensywnymi na głowę i w tym pojedynku również zapewne będzie używać kopnięć. Kailin jest słaba w tym aspekcie i ciężko jej zawsze szło z blokowaniem takich uderzeń stopą/piszczelem. Nie widzę dla Curran przyszłości w UFC i najpewniej znów przegra już na zawsze żegnając się z organizacją. Yan nie prezentuje się również jakoś wybitnie, ale jest solidniejsza w tym co robi i twardsza, a to w żeńskim MMA wystarczy.

Shamil Abdurakhimov vs. Chase Sherman

Shamil Abdurakhimov debiutował w UFC w kwietniu 2014 roku. Przegrał wówczas Timothym Johnsonem przez TKO, ale od tego czasu zdołał uzyskać bilans 2-2. Przed UFCjego bilans może nie był nieskazitelny, ale na pewno imponujący jak na wagę ciężką. Pokonał piętnastu rywali i uległ tylko dwóm. Większość z nich znokautował. To zawodnik, który jednak nie imponuje w klatce, nawet stójką, z której jest znany. Jedynie co, to ma bardzo mocny cios oraz atakuje podbródkowymi. Jego styl to walka z kontry i tutaj Chase musi uważać.

Trzeba jednak mu uczciwie przyznać, że w walce z Johnsonem, sędzia był przeciwko niemu. Najpierw odjął mu punkt za trzymanie się siatki zamiast starać się bardziej dosadnie wytłumaczyć mu, że nie powinien tego robić, a później przerwał walkę bardzo wcześnie. Owszem, Timothy miał dosiad i atakował ciosami, ale ani te ciosy nie były jakieś dewastujące (czy w ogóle dochodzące celu), ani Shamil nie był w tarapatach. Także choć zaprezentował się nijako, to sędzia pomógł znacząco Amerykaninowi wygrać, zwłaszcza, że do końca rundy pozostało zaledwie kilkadziesiąt sekund i Rosjanin bez najmniejszych problemów by przetrwał ten dosiad rywala. Gdyby nie to, miałby w UFC 3-1 zamiast 2-2. Chase ma podobny bilans, a jego największym osiągnięciem była decyzja z Damianem Grabowskim.

W konfrontacji tych dwóch, większe szanse na zwycięstwo ma Shamil, który swoją siła ciosu może z łatwością odłączyć prąd Chase’owi.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.