Już ten weekend gala na którą wszyscy czekamy! Dwóch Polaków zmierzy się z mocnymi rywalami na gali UFC Fight Night 121! Marcin Tybura podejmować będzie Fabricio Werduma, a Adam Wieczorek Anthony’ego Hamiltona. Wszystkie kursy na wydarzenie w Australii, możecie sprawdzić na stronie legalnego bukmachera LV BET!

Adam Wieczorek – Anthony Hamilton

Mimo że Anthony Hamilton wraca ze sportowej emerytury po serii porażek, będzie stanowił solidny test dla Polaka debiutującego w największej organizacji MMA na świecie.

Ze szczęką Amerykanina ostatnio nie działo się dobrze, co okupił porażkami przez nokauty. Tutaj Adam Wieczorek może mieć swoją szansę – jeśli trafi czysto jednym z ciosów, to ma szansę na zakończenie walki przed czasem. W przeciwnym wypadku przed Polakiem mogą pojawić się schody.

Hamilton bowiem od zawsze mógł się pochwalić dobrymi ofensywnymi zapasami i solidną kontrolą w parterze po obaleniu, o czym mógł się przekonać – by daleko nie sięgać – Daniel Omielańczuk. Anthony potrafi też mocno uderzyć, co odczuł kolejny Polak, Damian Grabowski. Amerykanin jest po prostu wielkim i silnym fighterem, który nie boi się zadać ciosu, ale najbardziej lubi wgniatać oponentów w siatkę.

Nie oszukujmy się, Wieczorek nie jest najpotężniejszym ciężkim na świecie, ani nawet w Polsce. Dlatego w najbliższym starciu będzie musiał wykorzystać atut szybkości. W przeciwnym razie może nas czekać bolesny scenariusz z boju ze wspomnianym wyżej Omielańczukiem – czyli dużo przytulania pod siatką zakończonego porażką przez decyzję. Zwłaszcza, że Hamilton ma całkiem niezłą kondycję.

Wieczorek też potrafi pójść po obalenie, np. poprzez wycinkę w klinczu. Na ziemi zadaje mocne ciosy z góry, ale też szuka obaleń. Pytanie, czy uda mu się znaleźć w pozycji dominującej z silniejszym Hamiltonem. Wbijany w ścianę oktagonu zawsze może spróbować ratować się ciosami kolanami, z których już nieraz robił użytek.

Problemem Wieczorka w najbliższym boju mogą być nie tylko defensywne zapasy, ale też dziurawa garda. Hamilton może zarówno „zajechać” Polaka zapasami, jak i znokautować go już na początku walki. „Czynnikiem X” w tej potyczce jest jednak słabiutka szczęka Anthony’ego. „Freight Train” teoretycznie ma większe szanse na wygraną, ale może szybko paść na deski, dlatego odradzam obstawianie dużych kwot na jego wygraną. Mimo wszystko, kurs bukmacherski przy jego nazwisku jest zachęcający. Jeśli Polak nie da rady ustrzelić rywala, ten zabierze go na głęboką wodę, z której ciężko będzie wrócić.

Nik Lentz – Will Brooks

Ciekawie potoczyły się losy Willa Brooksa, który po przejściu z Bellatora miał namieszać w dywizji lekkiej UFC. Tymczasem przegrał dwie ostatnie walki i kolejna porażka może oznaczać rozwiązanie kontraktu z największą organizacją MMA na świecie.

Pogromca Marcina Helda to przede wszystkim zapaśnik. W tej płaszczyźnie dysponuje solidną techniką. W innych sferach też radzi sobie nieźle. Po obaleniu pokazuje świetną kontrolę z góry. Jego umiejętności pięściarskie można określić przyzwoitymi. Problemem Willa jest defensywa – również w najlepszej płaszczyźnie, czyli zapasach. Potrafi wpaść w kłopoty w klinczu, co obnażył Alex Oliveira.

Tutaj swojej szansy może też szukać jego najbliższy rywal, Nik Lentz. „The Carnie” od lat jedzie na jednym schemacie i długo wychodził na tym dobrze. Amerykanin jest klasycznym „grinderem”, który szuka grapplerskiej dominacji nad rywalami. Seriami krótkich ciosów skraca dystans, by wejść w klincz. W jego wypadku problemem może być zmęczenie materiału. Lentz nie prezentuje się już tak dobrze, jak kiedyś, a w boju z silniejszym fizycznie rywalem może mieć problemy tej samej natury, co w ostatniej potyczce z Islamem Makhachevem.

Brooks nie dość, że jest bardziej atletyczny, to dysponuje lepszą kondycją od najbliższego rywala. Dlatego słusznie jest faworytem u bukmacherów. Ale po kursie, jaki na niego oferują, zupełnie nie opłaca się obstawiać. Można rzucić parę groszy na wygraną Lentza, ale „bet roku” to na pewno nie jest.

Fabricio Werdum – Marcin Tybura

Najważniejszą walką na UFC Fight Night 121, będzie starcie Marcina Tybury z byłym mistrzem Fabricio Werdumem. Sporym faworytem jest naturalnie Brazylijczyk i zarobić można jedynie na Tyburze. Ale czy warto na niego stawiać?

Jeśli o Werduma chodzi, to da się go pokonać. Ludzie wydaje mi się, przeceniają jego osiągnięcia. W kółko jest powtarzane, że pokonał Fedora Emelianenko, ale ten sam Emelianenko przegrał w koszmarnym stylu z Antonio Silvą, który… po tej wygranej zdobył oszałamiający bilans 3 wygranych i 10 porażek. „Big Foot” powinien wskoczyć na pierwsze miejsce w rankingach i trzymać się kurczowo tego pierwszego miejsca po pokonaniu najlepszego zawodnika wagi ciężkiej wszechczasów! A tymczasem on po tym zwycięstwie przegrywał wszystko jak leci. To dość dobrze obrazuje, że jednak pokonanie wtedy Fedora, nie było czymś co by determinowało umiejętności w wadze ciężkiej a już na pewno nie pozycję w rankingach. Taka sama sytuacja była z Danem Hendersonem. „Hendo” wygrał z Fedorem przez nokaut, po czym dobił bilansu 4-7. Także pokonanie Fedora przez Werduma nie traktuję jako coś nadzwyczajnego. Moim zdaniem era „Ostatniego Cara” już chyliła się ku upadkowi i szczęście Brazylijczyka, że to on zapoczątkował jej upadek. O powrocie Caina można za to napisać, że wszedł do oktagonu jako swój własny cień. Wrócił wręcz dziadzio, który dyszał po pierwszej rundzie, co dawniej chłop przez 5 rund na najwyższych obrotach potrafił walczył. Reszta nazwisk, które pokonał Werdum jest już mniejszego kalibru.

Nelson nigdy nie był nikim szczególnym, a Hunta lata dawno już przeminęły (a nawet i będąc jedną nogą na emeryturze o mało co nie pokonał Werduma). Mike Russow, o nim nawet ciężko cokolwiek powiedzieć? Antônio Rodrigo Nogueira w 2013 roku był na początku emerytury. Travis Browne od 2014 roku wygrał 2 walki, a przegrał 6. Marka Hunta ciężko nazwać czołówką, bo też od lat w zasadzie nie pokonał nikogo znaczącego. Także pomimo znacznych osiągnięć Werduma, aż takiej dominacji nie widać w jego bilansie. Owszem, słusznie jest faworytem i słusznie zdobył pas, ale waga ciężka od lat przeżywa bardzo mocny kryzys. Brak takich dominatorów jak Junior dos Santos czy Cain Velasquez (sprzed USADA i ery kontuzji), skutkowało tym, że mistrzem został Fabricio, którego można pokonać. Jeśli nokdaunował go Travis Brown czy Mark Hunt, to tak samo może to uczynić Tybura.

Na niekorzyść Marcina działa jego słaba kondycja, a walka zakontraktowana jest na 5 rund. Werdum w tej płaszczyźnie jest o wiele lepszy. Dodatkowo parter jest po stronie Brazylijczyk. To najlepszy grappler dywizji. Jeśli Marcin nie spanikuje i nie wejdzie do parteru z byłym mistrzem, to jego szanse upatruję w stójce. Choć jest to bardzo ryzykowany typ. Werdum mimo wszystko jest niebezpiecznym rywalem, który prócz parteru ma również niesamowite umiejętności stójkowe.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.